Jeżeli myślicie, że zakończyliśmy temat zamków i rycerzy na dobre, to muszę Was rozczarować. Nic z tego! Jeszcze Was trochę pokatujemy w tej kwestii, ale obiecuję – nudno nie będzie. Bo i z jakiej racji miałoby być, kiedy do zabawy dostaje się prawdziwy zamek. Tylko w nieco mniejszej skali.
Zamek firmy Calafant, to relacyjny produkt pod każdym względem. Solidnie wykonany, rozwijający wyobraźnię, przestrzenne myślenie, jak i zdolności manualne. Takie wielofunkcyjne zabawki lubię zdecydowanie najbardziej. Tym bardziej, że zabawa nimi zaczyna się zaraz po otwarciu opakowania. Wtedy to rozpoczyna się etap konstruktorski i składanie zamku z tekturowych elementów. Cały proces nie jest skomplikowany. Wystarczy powkładać poszczególne części w odpowiednie otwory, a następnie połączyć ze sobą wszystkie zbudowane części.
Złożony, cały biały zamek, okazał się być tak fajną zabawką, że przez następne kilka dni nawet nie było mowy o jakimkolwiek jego ozdabianiu. Rycerz był ciągle zajęty ratowaniem uwiezionej w wierzy księżniczki. Kilka razy dziennie walczył z atakującym zamek smokiem, który swoją drogą, jest łudząco podobny do naszego dinozaura, tyle że wyrosły mu skrzydła.
Dopiero po jakimś tygodniu, kiedy odegrane zostały wszystkie możliwe zamkowe scenariusze, zabraliśmy się za wykończenie twierdzy. W ruch poszły farby, pędzle i wałki. Rozwodnioną farbą do ścian(!) pomalowaliśmy twierdzę na niebiesko, a potem farbami w sztyfcie dekorowaliśmy okna, drzwi i dachy. Idealnie do tego nadały się farby Metallic i Fluo od PlayColor, których kolory, mimo nałożenia ich na niebieskie tło, zachwycają swoją intensywnością.
Za farby w sztyfcie PlayColor dziękujemy Rybenii, a za zamek sklepowi Dadum.