Chłopcy na cały weekend pojechali do babci! To pierwszy wolny weekend od bardzo, bardzo dawna… W sumie to pierwszy w ogóle, bo do tej pory babcia obawiała się zabrać obu chłopców na więcej niż jedną noc. Jak się później okazało, strach miał tylko wielkie oczy, a zębów nie użył wcale. Chyba nawet im się razem podobało ;) Nam na pewno. Cudownie było nic nie musieć robić. Dosłownie nic! Przez cały weekend panowała cisza i spokój. Nie trzeba było sprzątać, podawać czy wycierać. Nikt się nie kłócił i nikt nie krzyczał, a po podłodze nie walały się porzucone samochodziki i puzzle. W końcu mieliśmy kilka chwil na romantyczne spędzenie czasu, czyli tak, jak to powinno być w Walentynki. Biorąc pod uwagę powagę naszych dzieci, to nawet dobrze, że tego dnia broili akurat u babci ;)
W Walentynki wybraliśmy się na spacer na Saską Kępę. Słońce tak cudownie świeciło, że miałam wrażenie, że świętujemy pierwszy dzień wiosny, a nie dzień zakochanych. Kawiarniane ogródki zapełniły się spragnionymi promieni słonecznych mieszkańcami. Kawy parowały, a w okularach przeciwsłonecznych odbijały się świetliste refleksy. Co i rusz mijaliśmy jakiegoś Pan z bukietem czerwonych róż w ręku. Dookoła same pary trzymające się za ręce, w przypadku tych dojrzalszych – dumnie, pod rękę. Wszyscy uśmiechnięci i radośni. Jak w bajce Disney’a. Tylko nie wiem czy to przez miłość czy przez słońce? Nie mogę tego obiektywnie stwierdzić, ale mi też uśmiech nie schodził z buzi. Ani po spacerze, ani po kolacji przy świecach, ani kiedy w końcu wrócili chłopcy. Zszedł dopiero kiedy mąż zrobił dziurę w rurze CO, a na salon trysnęła fontanna wody!!! Ale tę historię może zachowam na kiedy indziej ;)