W tym roku po raz kolejny na nasz tygodniowy urlop wybraliśmy się w Beskid Niski, który znowu Nas oczarował i zaskoczył. To tam się resetujemy, bierzemy oddech i nabieramy dystansu do wszystkiego, przy okazji delektując się wiejskim slow life’m. Nasz zeszłoroczny pobyt możecie podejrzeć tutaj, a niżej znajdziecie fotorelację z tegorocznego wyjazdu.
W tym roku ponownie pojechaliśmy do Starej Farmy, w której tak dobrze nam się odpoczywa. Pyszne jedzenie, cudowne widoki z okna i spory inwentarz, który jest dodatkową atrakcją nie tylko dla dzieciaków :)
Jeżdżąc po okolicy udało nam się odkryć kilka nowych, pięknych i całkowicie odludnych miejsc, w których można poczuć się jakby cały świat nie istniał. I własnie za to kocham Beskid, za tą ciszę i spokój, i brak dzikich tłumów turystów.
Poza tym dużo biegaliśmy po łąkach, zrywaliśmy polne kwiaty i poziomki, chodziliśmy po okolicznych górkach…
i odpoczywaliśmy nad jeziorem, w którym pływały miliony „mini-rybek” :)