„Dzień dobry, mam na imię Marysia i jestem smokiem” tym zdaniem rozpoczyna się nowa książka Grzegorza Kasdepke. „A ja nie chcę być księżniczką” kupiłam pod wpływem impulsu, jak w jakimś amoku. Zaintrygowana nietypowym tytułem, oczarowana ilustracjami Emilii Dziubak, bez czytania tekstu skierowałam się do kasy.
Po powrocie do domu, z wielkim podekscytowaniem i z lekkimi obawami, że tekst nie trafi do moich małoletnich słuchaczy, zabraliśmy się do czytania. Już po kilku zdaniach wiedziałam, że nie mam się o co martwić. Książka jest świetna! Śmieszna, błyskotliwa i przewrotna jak mało która!
Cała historia dotyczy małej Marysi, która pewnego dnia postanowiła zostać smokiem. Tak, dokładnie! Nie słodką, różową księżniczką, tylko smokiem. I to nie byle jakim, tylko najstraszliwszym i najgroźniejszym z możliwych. Takim co zieje ogniem i chrupie rycerzy w zbroi na raz, jak chipsy!
W związku z tą sytuacją w domu Marysi odgrywane są przedstawienia teatralne, w których każdy z domowników bierze udział. Mama gra księżniczkę, tata – pożeranego przez smoka rycerza, a dziadkowie – hihihi, tutaj zaczynają się głośne śmiechy – dziadkowie zostają kościotrupami, czyli kostkami po rycerzach, którzy polegli w starciu ze strasznym smokiem. Niektórym z Was może wydawać się to nieco drastyczne, ale dzięki błyskotliwemu humorowi wcale tak nie jest. Baaa, towarzyszące tej sytuacji śmieszne dialogi i rewelacyjne ilustracje, powodują, że wręcz otwarcie i głośno się z tego śmiejemy. A gdy babcia zwraca uwagę dziadkowi, który przysnął na dywanie, że „kościotrupy nie chrapią” wręcz turlamy się ze śmiechu ;)
Po kilku dniach i kilkunastu odegranych przedstawieniach Marysia niespodziewanie stwierdza, że jednak jest za ładna na bycie strasznym smokiem. Ku rozpaczy babci, która cały czas pragnie zobaczyć swoją wnusię przebraną za księżniczkę, Marysia postanawia zostać… O nie kochani, tego Wam nie powiem, żeby nie psuć Wam zabawy!